- Przejeżdżam już przez Inchicore. Może się przejdę chwilę i wrócę do domu.
- To może razem się przejdziemy? - Maciek stał na środku pokoju, ubrany, gotowy do wyjścia, ba, do wybiegnięcia z domu niczym koń z boksu na wyścigach. Bał się, że mogą go ponieść nerwy, że powie coś, napisze, co będzie miało nieodwracalne skutki. Tego by nie chciał. Chciał zmian, ale na lepsze, nie na gorsze.
- Nie, zostań w domu. Naprawdę nie mam ochoty, bo właśnie teraz jestem w nastroju powiedzenia tobie, że masz spadać- "Aha! Użył słowa 'spadaj', a nie spierdalaj. To znaczy, że nie jest tak źle...", Maćkowi przeleciała ta myśl przez głowę i niewiele więcej myśląc chwycił plecak, zbiegł na dół po schodach, zarzucił adidasy i wybiegł z domu, jak rakieta. Postanowił, że nie da za wygraną i będzie na niego czekał w okolicach miejscach, gdzie potencjalnie zawsze Remek wysiadał. Biegnąc starał się pisać: