Powiadomienia

Witajcie drodzy Czytelnicy.
Jeśli Wam się podoba i chcielibyście więcej treści, więcej rozmaitości, więcej słów pobudzających wyobraźnię i doznania, proszę zostawcie jakiś znak w postaci komentarzy, wypełnijcie ankietę. Będzie to dla mnie znak, że warto tworzyć, a tworzę dla Was wszystkich, gdyż sprawia mi to przyjemność :)

piątek, 10 czerwca 2016

Love and fight, cz.1




- Poza tym, wczoraj powiedziałeś wystarczająco dużo i podziękuję za cokolwiek od ciebie.
- Chodziło mi o to, że nie lubię, kiedy ty sobie tak leżysz i grasz, a w wolny weekend mam ganiać po sklepach, czuję się nie fair wtedy...
- Ja też czuję się nie fair z tym, że ty sobie jeździsz na piwo z ludźmi z pracy, czy na wystawę zwierząt, a mnie nie zabierasz nigdzie. Wnioskuję, że się mnie wstydzisz. Być może jest za co, może faktycznie jestem tak szpetny i beznadziejny - Remek spojrzał przez okno autobusu i przełknął ślinę. Czuł, że poziom adrenaliny i żalu urósł do potężnych rozmiarów. A za chwilę miał zacząć zajęcia. Musiał się opanować.
- No tak, raptem dwa razy zdarzyło mi się tak wyjść, wielkie halo, a przeważnie siedzę w domu, bo chcę być z tobą - Maciek, leżąc na łóżku w domu, trzymał gorący już telefon i odpisywał. Wkurzony był na niego, ale też i kochał i chciał dla nich obojga dobrze.
- Pierdolenie. A zabrałeś mnie gdziekolwiek, zaproponowałeś pojechanie nie wiem, do centrum, pozwiedzać? Nope.
- Poszedłem wtedy na to piwo, by nie wyjść na odludka w teamie, oni ciągle gdzieś robią wypady, a ja im odmawiałem.
- Ty nadal nie rozumiesz, prawda?


- A chciałbyś? Pojechałbyś? Pewnie, że chciałbym z tobą pojechać gdzieś, ale często wcześniej słyszałem, że ci się nie chce, więc się zamknąłem na opcje wyciągania ciebie gdziekolwiek, taka odmowna decyzja bardziej boli - spocone z nerwów palce Maćka śmigały po ekranie telefonu, który nie zawsze reagował tak, jakby tego chciał. - Kurwa!, co chwilę mu się wyrywało z ust.
Remek przeczytał wiadomość i nabrał głęboko powietrza.




- Nie chodzi mi o to, że gdziekolwiek wyszedłeś. Wychodź i co tydzień. Szkoda tylko, że przy okazji mnie nie zabierasz gdziekolwiek oprócz propozycji pójścia do parku.
- I nie, nie wstydzę się ciebie.
- Właśnie o to chodzi, że wstydzisz, Jedyne, co mi proponujesz, to pójście do parku.
- No tak, ale zważ na to, że nie mamy za bardzo kasy, by tak wychodzić gdzieś, myślę tu o zabraniu cię na kolację, lunch...
- A chciałbym? Od dwóch tygodni mówiłem, że mi przykro że nie zaproponujesz mi pojechania gdzieś, a w międzyczasie idziesz z nimi na piwo i jedziesz na wystawę. Cały czas zasłaniasz się pieniędzmi. Kiepska wymówka biorąc pod uwagę chociażby nasz wypad na klify. Dużo wydaliśmy? Bilety i lunch. Z 30 euro? To nie jest majątek. Dobra, nieważne. Nie chce mi się już czytać tych wymówek. Rozumiem, że się mnie wstydzisz. Naprawdę.

"Fuckk!", Maciek odłożył na chwilę telefon na łóżku, nabrał powietrza, po czym chwycił telefon i zaczął odpisywać.
- No nie, to akurat nie jest majątek, masz rację. Nie wstydzę się ciebie, to chyba ty naprawdę nie rozumiesz.
Po chwili Maciek dostał odpowiedź.
- Już jakiś czas temu zrozumiałem, że między nami wszystko się kończy. Nie pasuję już do twojego pisania na blogu o dupie kolegi, do twojego dbania o siebie, tego zamówionego avonu, fryzjera, pindrzenia się codziennie.
- Wiesz, czemu mam taką awersję? Od ponad dwóch lat liczę, mam nadzieję cichą, że może znajdziesz pracę, znajdziemy swój własny kąt, będziemy normalnie żyć, podróżować, ale widzę jak masz to wszystko gdzieś, że gry i ts'owe znajomości są ważniejsze, nawet ode mnie. Chcę ci coś powiedzieć, to mnie uciszasz, bo na tsie ktoś się odezwał, jakbyś ich przedkładał nade mnie.
Sekundę później Maciek usłyszał dźwięk nowej wiadomości:
- Czego nie rozumiem? Tego, że idziesz na piwo ze znajomymi z pracy, tego, że sam jedziesz na miasto? Że zaczynasz jakoś przesadnie dbać o siebie i tego, że nie widzisz mnie, gdy marudzę, byś mnie gdzieś zabrał? Dostrzegam to. Naprawdę.
Jutro Masz wolne, mi w sumie z głowy wyleciało, ale ty doskonale o tym pamiętasz, że nie idziesz do pracy. No i jakoś nie zauważyłem propozycji skoczenia gdzieś na piwo czy na miasto, by pozwiedzać. Twoje propozycje ograniczają się do pójścia do parku na spacer razem i do pójścia razem na zakupy. Widocznie nie jestem wart czegoś więcej.
Maciek westchnął po raz kolejny i po raz kolejny zaczął sunąć palcami po ekranie telefonu.
- Nie, to dlatego, że sam nigdzie indziej nie chodzę. Chciałbym kiedyś pojechać, do Dun Laoighaire na przykład, nad morze, na molo, zobaczyć jakieś nowe okolice, ale nie wiem, czy ty byś chciał, kiedyś mówiłeś, że taki wypad nad wodę ciebie nuży.
Dodał smutną minkę na końcu i wysłał.




- To jedź. Na przykład jutro - Remek siedział już w sali i czekał na rozpoczęcie zajęć. "Nie dam rady się chyba skupić dzisiaj, kurwa, nie dam rady...", myślał.
- Właśnie sam nie chcę.
- Ja mam na jutro plany, więc na mnie nie licz
- Powiesz mi o nich? - Maciek zadziornie zapytał starając się podtrzymać komunikację, by nie uciąć tematu.
- Pojedź sobie ze znajomymi z pracy, ja ci przecież nie jestem potrzebny
- No i tu się mylisz.
- Mylę się? Chyba nie - Remek schował telefon bardziej pod stół, gdyż lektorka właśnie weszła do sali. W środku panował lekki zaduch, albo to też i Remkowi się tak ciężko oddychało dzisiaj.
- A jednak. Nie dopowiadaj sobie niczego.
- Ależ ja niczego sobie nie dopowiadam. Po prostu mówię o tym, co widzę. Ale jak już napisałem, koniec tematu.
Po tej wiadomości zapanowała cisza. Maciek odłożył telefon, nie wiedział za bardzo, co ma napisać, a poza tym, nie chciał przeszkadzać Remkowi w zajęciach. Wiedział, że Remek powinien się skupić na nauce, a nie na pisaniu. I cały czas po głowie pętliła mu się myśl "Jedź po niego, wparuj na zajęcia albo każ go wywołać z klasy", "Jedź do centrum i czekaj na niego po zajęciach", a z drugiej strony inne głosy mu podpowiadały "A co jeśli każe ci spierdalać, zrobi scenę i będziesz szedł jak ten kundel za nim albo on pójdzie w swoją stronę, a ty w swoją i tyko bilet zmarnowany i uczucia??"
Kochał Remka z całego serca, ale jednocześnie czuł wkurwienie, że dopuścił do tego, by ten sobie nie pracował i nie dorzucał się finansowo. Spora rzesza ludzi i znajomych mówiła mu "Puść go kantem, każ mu iść do roboty albo niech spierdala", ale Maciek za bardzo go kochał. Sam nie wiedział, czy jest aż tak głupi, zaślepiony, czy za bardzo wierzył w to, że jednak im się uda zyskać to, po co tutaj przylecieli, że nie opuścili Polski na darmo. Chciał bardzo mocno, by im się udało, potrzebował tego sukcesu. I wciąż wierzył...




Siedział przy biurku i bił się z myślami, cały był rozdygotany i roztrzęsiony. Nie lubił się kłócić, nie lubił cichych chwil, nie wiedział jak się w domu zachowywać w takich momentach... A czas leciał.
Remek tymczasem siedział na zajęciach jak na gwoździach, nie mógł usiedzieć. Myślał o tym, czy Maciek zrobi jednak niespodziankę, czy go zaskoczy, czy też nie...
Po godzinie siedemnastej Maciek usłyszał dźwięk nadchodzącej wiadomości
- Jestem tak naiwny, że aż żal mi samego siebie. - Maciek po przeczytaniu nie wiedział o co chodzi, myślał, że może na zajęciach coś się wydarzyło - Czemu tak piszesz, misiek? napisał.
- Gdy wyszedłem z zajęć miałem nadzieję, że ciebie tam zobaczę. Czekającego na mnie, uśmiechniętego i mówiącego "Chodź, skoczymy na piwo". I się popłakałem.
"Kurwa, wiedziałem, żeby jechać! Ja pierdolę! Maciek powiedział na głos sam do siebie. Teraz sam sobie też miał sobie za złe podjęcie decyzji, by nie jechać.
- Fak... - odpisał - Chciałem to zrobić, ale bałem się, że mi każesz spierdalać, wierz mi, ze chciałem tam jechać
- Nieważne.
- Przepraszam, że się bałem. Może skoczymy gdzieś? Jeszcze nic straconego...
- Nie, dziękuję. Już nieważne. Naprawdę.
- Proszę...? Daj mi tylko chwilę, czas na dojście, dojechanie...
- Jestem jeszcze w mieście, nie wiem o której będę, więc nie musisz się fatygować. To nie ma sensu, serio.
- Ubieram się już i lecę na autobus! Daj mi tylko czas. Dlaczego nie ma?
- Bo nie. Bo czuję znowu, jakbym ja ciebie zmuszał do czegokolwiek, dlatego sobie darujmy.
Maciek nerwowo naciągał dżinsy na nogi, które jak na złość co i rusz zatrzymywały się na stopach.
- To spotkajmy się w połowie, ja już lecę!
- Naprawdę nie mam ochoty. Żle się czuję, więc daruj sobie. Ja tylko przez chwilę liczyłem na to, że zobaczę ciebie przed szkołą. Już mi przeszło.
- Daj mi szansę, ubieram się i wychodzę, powiedz tylko gdzie mam być... - Maciek skończył się ubierać, spryskał się wodą, ale wciąż stał na środku pokoju, jak debil i trzymając telefon w dłoni odpisywał.
- To nie ma sensu, bo mnie tam nie będzie, więc serio nie fatyguj się.
- Teraz to ja jestem żałosny i naiwny... Zawsze to ja ten najgorszy, ty nie masz nic sobie do zarzucenia. Myślałem, że pójdziemy gdzieś i pogadamy, a nie tak będziemy uciekać od siebie. To jak? - W Maćka uderzyła fala adrenaliny.
- Masz rację, to ja jestem najgorszy. Bo przez całe zajęcia myślałem" Kurwa, jak fajnie by było, gdyby czekał na mnie i zabrał na piwo gdzieś" abo gdy od wczoraj czy przedwczoraj zastanawiałem się nad tym, czy może wpadniesz na pomysł, byśmy gdzieś pojechali w poniedziałek.
- Jeden mózg, tylko mój strach zwyciężył, przepraszam za niego. Wiesz przecież, że często miałem takie zwariowane pomysły, że przyjeżdżałem do ciebie, choć byłeś niemiły i cały się trząsłem w środku, stare dzieje. Ale jeśli chcesz gdzieś pojechać, musimy to uzgodnić, ja nie mam pomysłu, gdzie pojechać tylko po to, by połazić.
- Na jutro mam plany - serce Remka waliło jak szalone, miał podniesione ciśnienie i było mu gorąco. Nie wiedział tak naprawdę, co ma dalej ze sobą zrobić, wracać do domu, iść na spacer gdzieś, czy usiąść i się rozkleić, rozpaść na kawałeczki. Czuł, że coś się kończy, coś zmierza ku końcowi. Dostał wiadomość od Maćka "Tylko musiałbyś się określić, czy to by ci pasowało, gdzieś w okolicach morza i potem skoczyć na jedzonko?". Zamknął na chwilę oczy, miał już dość.





- Naprawdę skończmy ten temat.
- Nie uważam, że temat jest skończony
- Po prostu znowu się minęliśmy. Tylko tyle. Ja miałem nadzieję ciebie tu zobaczyć. Ty się bałeś. Ot cała historia.
Remek przysiadł na murku, odpalił papierosa. Zaciągnął się i popatrzył przed siebie, zgiełk uliczny docierał do niego jakby z oddali.
- Nic straconego, by się odnaleźć w labiryncie - Maciek nie dawał za wygraną. Stał już ubrany, gotowy do wyjścia, ale wahał się, nie wiedział, czy ma jechać do centrum, czy poczekać na Remka w ich okolicy. Czekał na bieg wydarzeń.
* * *

Część druga już niebawem :) Okaże się, czy Remek i Maciek nadają na tej samej fali, czy jednak to dwa różne światy i nie mają nic ze sobą wspólnego, nie czeka ich świetlana wspólna przyszłość.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje wrażenia