- Przejeżdżam już przez Inchicore. Może się przejdę chwilę i wrócę do domu.
- To może razem się przejdziemy? - Maciek stał na środku pokoju, ubrany, gotowy do wyjścia, ba, do wybiegnięcia z domu niczym koń z boksu na wyścigach. Bał się, że mogą go ponieść nerwy, że powie coś, napisze, co będzie miało nieodwracalne skutki. Tego by nie chciał. Chciał zmian, ale na lepsze, nie na gorsze.
- Nie, zostań w domu. Naprawdę nie mam ochoty, bo właśnie teraz jestem w nastroju powiedzenia tobie, że masz spadać- "Aha! Użył słowa 'spadaj', a nie spierdalaj. To znaczy, że nie jest tak źle...", Maćkowi przeleciała ta myśl przez głowę i niewiele więcej myśląc chwycił plecak, zbiegł na dół po schodach, zarzucił adidasy i wybiegł z domu, jak rakieta. Postanowił, że nie da za wygraną i będzie na niego czekał w okolicach miejscach, gdzie potencjalnie zawsze Remek wysiadał. Biegnąc starał się pisać:
- A ty nie widzisz, że staram się coś naprawić? - na koniec dorzucił smutną minkę.
- Bo widzisz, ty chciałbyś bym pracował, byśmy mieli swoje mieszkanie i podróżowali. Moje marzenia są bardziej przyziemne. Mi się marzyło, że po dwóch tygodniach od ostatniej sprzeczki i moim marudzeniu, że mnie nie zabierasz nigdzie i po dzisiejszej sprzeczce zrobisz mi taką małą niespodziankę, a dla mnie ogromną i po prostu zobaczę ciebie w centrum czekającego na mnie.
Remek siedział w pełnym ludzi autobusie, słońce przygrzewało zbyt mocno. Było mu duszno i chciał już wysiąść. Jego świat się rozpadał, czuł że to, co było składnie i skrupulatnie zbudowane, właśnie traci swój fundament. Spojrzał przez okno, zbliżał się do M50.
Maciek szedł szybkim krokiem biegnąc co jakiś czas, dotarł do skrzyżowania, przy którym często się spotykali idąc na zakupy do village po jego pracy. Stał i przez parę krótkich chwil zastanawiał się, co robić. Do domu nie wróci, o nie, to by było gorsze. Wiedział, że czasem u Remka nie znaczy tak. Jak to własnie w tym przypadku było.
- Nie wiedziałem, że mój pomysł tak by się tobie spodobał :( Odkąd tylko wyszedłeś z domu krążyło mi to po głowie.
Już wiedział, że chce kupić to, co mogłoby go nieco ułagodzić, co miał kupić wczoraj, a tego nie zrobił, bo po prostu miał lenia i nie chciało mu się ruszyć czterech liter z domu.
Sprawdził tylko w apce kiedy ma przyjechać autobus i kiedy uznał, że ma niewiele czasu, dał susa w kierunku Tesco. To było najbliższe miejsce, w którym była szeroka gama lodów Ben &Jerry do wyboru. Słońce świeciło dość mocno, mimo, że dochodziła już godzina prawie 18. Koszulka już cała lepiła się do niego. Biegnąc odczytał odpowiedź od Remka:
- Wyszedłem z zajęć. Nie było ciebie. Usiadłem na schodku. Zapaliłem. Popłakałem. Przeszło mi.
- Ah jo - wysłał Maciek, bo nie miał teraz czasu i możliwości, by pisać obszerniejsze odpowiedzi. Wpadł do Tesco, podbiegł do lodówek, wybrał dwa duże opakowania lodów, zeskanował w samoobsługowej kasie i wyparował z supermarketu. Do przyjazdu autobus miał jeszcze dwie minuty "Uff, zdążyłem", pomyślał. Zaczaił się w okolicach pobliskiego kościoła, przy którym mimo wszystko przeżegnał się i poprosił w myślach o powodzenie, by zażegnać konflikt i by wszystko wróciło na właściwe tory.
Kiedy autobus się zatrzymał, Maciek ruszył w jego kierunku. Był dość daleko za Remkiem, tamten go nie widział. Remek za to był cały pochłonięty w myślach. Wysiadając z autobusu rozejrzał się mimowolnie, czy przypadkiem nie zobaczy Maćka, ale go nie widział. Zaczął powolutku iść w kierunku domu. Zbliżał się do skrzyżowania. Podszedł do sygnalizatora i wcisnął przycisk. Kątem oka zobaczył zbliżające się osoby, jedna nosiła żółtą koszulkę. "Kurwa, a jednak....", pomyślał, sam nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy nie. Chyba był jednak wkurwiony.
- Musiałem. To było silniejsze ode mnie - usłyszał od Maćka, który stanął tuż przy nim po jego lewej stronie.
- Mówiłem ci, że masz nie przychodzić.
Szli tak obok siebie, Maciek miał spuszczony wzrok, nie wiedział do końca co powiedzieć. Przeprosił Remka, choć nie do końca chyba wiedział za co, ale starał się uzyskać kompromis, bo to wydawało mu się najważniejsze. "O to chyba chodzi w związku", myślał.
Idąc Remek zapalił papierosa i dał Maćkowi paczkę. - Dziękuję, odparł Maciek zapalając jednego.
Kiedy dotarli do domu, Remek poszedł pierwszy do pokoju, Maciek tuż za nim. Kiedy zamknął drzwi za sobą, otworzył plecak szeroko i spytał nieco drżącym głosem:
- A może jedno z tych dwóch albo dwa zdołają jakoś załagodzić? - to mówiąc pokazał mu zawartość plecaka, wyciągnął i postawił na stoliku.
- Nie, dziękuję, nie mam ochoty- powiedział Remek. W sumie miał ochotę, ale czuł się wkurwiony, a jednocześnie chciał się rozpłakać, przytulić go i dać mu plaskacza. Buzowały w nim wszystkie emocje naraz.
- Idę pod prysznic - powiedział. Maciek stał na środku pokoju, zaczął zdejmować koszulkę. Było mu przykro i smutno. Remek zamknął za sobą drzwi. Za chwilę wrócił po ręcznik, spojrzał na Maćka i wyszedł. Wszedł do łazienki, "Kurwa, zapomniałem koszulki zabrać, szlag!", musiał się wrócić do pokoju. Maciek nadal stał na środku, zdjął koszulkę i miał smutne oczy. Chyba był bliski, by się rozpłakać, przemknęło Remkowi przez myśl. Wrócił do łazienki, ale czuł potrzebę, by się wrócić. "Jeżeli nadal będzie tam tak stał...". Wszedł, zobaczył Maćka w tej samej pozycji. Podszedł do niego i go po prostu przytulił. - I tak jestem zły na ciebie - powiedział.
- A ja na ciebie - powiedział Maciek, któremu oczy nagle zwilgotniały, serce mu kołatało się w piersiach. Wtulił się w Remka, niczym koala.
- Muszę iść pod prysznic, jestem cały mokry - powiedział Remek.
- Ja też. Trudno. Przytul mnie mocno - powiedział Maciek drżącym głosem, jako że łzy mu zaczęły lecieć po policzkach.
Chciał wziąć prysznic z Remkiem, ale niestety współlokator był w pokoju obok, a drzwi miał uchylone, gdyby obaj poszli do łazienki, to było by to co najmniej dwuznaczne, a nikt z pozostałych domowników o nich nie wiedział, że są parą.
Maciek ucałował Remka w szyję i wypuścił go z objęć. Czuł, że adrenalina, całe ciśnienie z niego zeszło. Poczuł ulgę. Bał się, że to się inaczej skończy, że po tych wszystkich negatywnych emocjach, które się w nim nazbierały wybuchnie i powie coś, czego chyba w gruncie rzeczy nie pragnął, nie chciał zostawać sam.
Kiedy Remek się kąpał, Maciek przyniósł łyżki, do przełamania lodów, które już topniały, dosłownie i metaforycznie pomiędzy nimi.
Siedzieli potem i sporo rozmawiali, zajadając lody. Wieczór minął spokojnie, ku uciesze Maćka.
Choć i tak chciał powiedzieć jeszcze kilka rzeczy, poruszyć kilka spraw, ale uznał, że to nie na teraz. Będzie i czas na nie. Póki co, miał przy sobie faceta, był kochany i sam kochał.
Cóż, wzloty i upadki się zdarzają każdemu. C'est la vie.
Myśleliście, że to już koniec? Otóż nie. Wieczorem leżeli w łóżku, oglądali razem film, rozmawiali - jakże rozmowy są potrzebne i ważne w związku! Grubo po dwudziestej trzeciej położyli się spać, Maciek bowiem wstawał rano do pracy. Zasnęli. Pół godziny później Maćka obudził ciepły dotyk na brzuchu, poczuł rękę bawiącą się jego włoskami. Poczuł w sobie przepływ krwi, zwiększone tętno i wypchnął lędźwie w stronę przyjemności, w stronę zwierzęcego instynktu... Co dalej się działo, cóż, zostawmy panów samych, niech się nacieszą sobą, swoją miłością i pożądaniem.
Wiem natomiast, że chcieliby życzyć każdemu mężczyźnie, każdej kobiecie w związku homoerotycznym, by po tylu latach bycia razem, mimo upadków i nieporozumień, umieć do siebie wracać i dzięki temu pożądać siebie wzajemnie jeszcze bardziej i dążyć do lepszej, wspólnej przyszłości. By przede wszystkim starać się ją budować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twoje wrażenia