Stałam i wpatrywałam się w napis. Nie wiem ile to trwało, ale miałam wrażenie, że wieczność. Słyszałam tylko swój przyspieszony oddech i ciche buczenie komputera. Odsunęłam krzesło i usiadłam. Niespodziewanie przyszła mi do głowy myśl, by zrobić zdjęcie komórką. "Będę mieć dowód, jeśli ktoś sobie robi ze mnie jaja". Odblokowałam komputer i zalogowałam się do systemu.
"Co mam sobie odpuścić do ciężkiej cholery?!", czułam, jak ciśnienie mi się podnosi. "Sprawa z raportami jest przecież zamknięta!", myślałam gorączkowo. Do biura zaczęli się schodzić pracownicy, kilku zajrzało do mnie pytając się, jak mi minął weekend.
- Dobrze, dziękuję. A tobie? - odpowiadałam zdawkowo, bo cóż innego miałam mówić osobom, z którymi nie mam bliższych relacji? Że chujowo? Kiedy już byłam sama w swoim pokoju i nikt mi nie przeszkadzał, ściągnęłam raporty, odnalazłam kopie i sprawdziłam konta. Chciałam się upewnić, że wszystko jest tak, jak twierdził Tomek. I wtedy moim oczom ukazał się znajomy już widok: tajemnicze przelewy znów zaczęły się pojawiać, tym razem w nieco zwiększonych kwotach. Zaniepokoiło mnie to do tego stopnia, że przez chwilę nie wiedziałam, co robić. Wstałam nagle i pobiegłam do biura Tomka, lecz przywitała mnie tam pustka. U innej menadżerki dowiedziałam się, że Tomek ma decydujące spotkanie biznesowe z klientem na mieście i nie wiadomo o której wróci.
Wróciłam do siebie, zamknęłam drzwi i wzięłam parę głębokich wdechów.
"Myśl dziewczyno, myśl!", nakazałam sobie w duchu. Wyjęłam z torby komórkę i wysłałam Tomkowi SMSa, by jak najszybciej się ze mną skontaktował. Raport doręczeń jednak wciąż pokazywał, że wiadomości nie dostarczono.
Odłożyłam telefon i starałam się zająć pracą, by chwilowo zagłuszyć myśli i by nie narobić sobie zaległości w dokumentach; nade wszystko nienawidzę, kiedy robota się spiętrza. Byłam właśnie w trakcie sporządzania raportu SLA, kiedy dostałam maila. Dokładnie, kiedy wybiło południe. Wiadomość nie zawierała tytułu, również nadawca nic mi nie mówił. Zawahałam się przez chwilę. Najechałam kursorem myszki na wiadomość i kliknęłam. Cały ekran monitora zaczął nagle migać, jak nocny neon. Na czarnym tle pojawiał się i znikał żarzący się napis "Miałaś tego nie ruszać, szmato! Pożałujesz tego!!!". Po kilku chwilach napis zniknął całkowicie, ekran z powrotem wyświetlał tylko mój raport. Po mailu nie było ani śladu. Odświeżyłam skrzynkę pocztową, sprawdziłam ostatnie maile. Nic, zero śladu po wiadomości. Rozejrzałam się ukradkiem przez przeszklony kawałek ściany po biurze, ale nie zauważyłam nic podejrzanego, wszyscy zachowywali się tak, jak zawsze. Złapałam się za głowę i zamknęłam oczy. Tomek wciąż nie odpisywał. Chwyciłam telefon i wykręciłam numer Ady. "Odbierz, proszę. Odbierz...", szeptałam pod nosem, lecz w komórce wciąż słyszałam wolny sygnał, a po trzydziestu sekundach mnie automatycznie rozłączyło. Spróbowałam jeszcze parę razy, ale za każdym razem było to samo. "Ada, muszę z tobą pogadać, to pilne. Czemu nie odbierasz?Odezwij się jak najszybciej, pliss", wysłałam jej wiadomość. Doręczono, ale nie było żadnego odzewu. "Szlag by to wszystko!", zaklęłam.
Zrezygnowana próbowałam skończyć raport.
- No jasne! - wyrzuciłam znienacka przed siebie, w momencie kiedy doznałam olśnienia. "Głuche telefony, przebita opona, porysowany wóz, no i w końcu te wiadomości. Sprawca jest pewnie jeden i ten sam". Mój oddech stał się płytki i przyspieszony, ręce zaczęły mi drżeć.
W ciągu dnia dostałam jeszcze trzy podobne wiadomości, zawierały tylko tytuł, bym to wszystko zostawiła, bo pożałuję. Ktoś nie szczędził również na wyzwiskach w moją stronę. Po trzeciej takiej wiadomości moja psychika była już mocno nadszarpnięta. Wiadomości te samoistnie znikały już po paru sekundach. Podeszłam do naszych chłopaków z działu IT i zapytałam się, jak i czy to jest w ogóle możliwe, by maile tak po prostu znikały. Poprosiłam jednego z nich, by to sprawdził na moim koncie, czy da radę jakoś znaleźć te maile i zidentyfikować skąd przychodzą. Musiałam to wiedzieć.
Niczego jednak nie udało im się znaleźć. Domena, z której rzekomo przychodziły maile również nie istniała. Postawiło to jednak ich czujność w najwyższej gotowości - ktoś przecież zhakował nasz serwer... Nic im nie wspomniałam o wypływach pieniędzy, nie wiedziałam, czy mogę im zaufać do tego stopnia. Chłopcy od razu wzięli się do roboty i zaczęli analizować zabezpieczenia i je zmieniać. Kazali mi, by ich poinformować, gdybym dostała jeszcze jakąś podejrzaną wiadomość, po czym sama wróciłam do siebie do gabinetu. Udało mi się jakoś dotrwać do szesnastej, kiedy to chwyciłam torebkę i wybiegłam z biura. Ada nadal nie dawała znaku życia, tak samo Tomek. Wsiadałam do auta, kiedy moja komórka zaczęła dzwonić.
- Halo?
- Dzień dobry, nazywam się Piotr Koralewicz, chciałbym potwierdzić dzisiejszą wizytę - no tak, zapomniałam całkowicie, że dziś miał przyjść rzeczoznawca z ubezpieczalni.
- Dzień dobry Panu. Tak, tak, spotkanie aktualne, tak jak się umówiliśmy.
- Dobrze, zatem do zobaczenia.
Pojechałam szybko do sklepu, by kupić coś na kolację i butelkę czerwonego wina. Czułam, że to wszystko zaczyna mnie przerastać i muszę się napić. Wparowałam do domu, zostawiłam torbę z zakupami na stole i pobiegłam pod prysznic. Musiałam koniecznie zmyć z siebie brud dzisiejszego dnia. Po prysznicu, z wilgotnymi włosami, poszłam do kuchni wstawić wodę na makaron na kolację. Całość dopełni mi zielone pesto, tarty ser i moja perełka: sałatka salsa własnego wykonania, składająca się z krojonych w kostkę pomidorów, zielonych oliwek i dymki, wszystko skroplone sokiem z limonki, a uwieńczeniem jest wymieszanie wszystkiego ze świeżą kolendrą. Uwielbiam ją za ożywczy smak i aromat, jaki roztacza dookoła. Potrafi podnieść na duchu nawet w takie dni, jak dzisiejszy. Nalałam sobie wina do kieliszka.
"Co mam sobie odpuścić do ciężkiej cholery?!", czułam, jak ciśnienie mi się podnosi. "Sprawa z raportami jest przecież zamknięta!", myślałam gorączkowo. Do biura zaczęli się schodzić pracownicy, kilku zajrzało do mnie pytając się, jak mi minął weekend.
- Dobrze, dziękuję. A tobie? - odpowiadałam zdawkowo, bo cóż innego miałam mówić osobom, z którymi nie mam bliższych relacji? Że chujowo? Kiedy już byłam sama w swoim pokoju i nikt mi nie przeszkadzał, ściągnęłam raporty, odnalazłam kopie i sprawdziłam konta. Chciałam się upewnić, że wszystko jest tak, jak twierdził Tomek. I wtedy moim oczom ukazał się znajomy już widok: tajemnicze przelewy znów zaczęły się pojawiać, tym razem w nieco zwiększonych kwotach. Zaniepokoiło mnie to do tego stopnia, że przez chwilę nie wiedziałam, co robić. Wstałam nagle i pobiegłam do biura Tomka, lecz przywitała mnie tam pustka. U innej menadżerki dowiedziałam się, że Tomek ma decydujące spotkanie biznesowe z klientem na mieście i nie wiadomo o której wróci.
Wróciłam do siebie, zamknęłam drzwi i wzięłam parę głębokich wdechów.
"Myśl dziewczyno, myśl!", nakazałam sobie w duchu. Wyjęłam z torby komórkę i wysłałam Tomkowi SMSa, by jak najszybciej się ze mną skontaktował. Raport doręczeń jednak wciąż pokazywał, że wiadomości nie dostarczono.
Odłożyłam telefon i starałam się zająć pracą, by chwilowo zagłuszyć myśli i by nie narobić sobie zaległości w dokumentach; nade wszystko nienawidzę, kiedy robota się spiętrza. Byłam właśnie w trakcie sporządzania raportu SLA, kiedy dostałam maila. Dokładnie, kiedy wybiło południe. Wiadomość nie zawierała tytułu, również nadawca nic mi nie mówił. Zawahałam się przez chwilę. Najechałam kursorem myszki na wiadomość i kliknęłam. Cały ekran monitora zaczął nagle migać, jak nocny neon. Na czarnym tle pojawiał się i znikał żarzący się napis "Miałaś tego nie ruszać, szmato! Pożałujesz tego!!!". Po kilku chwilach napis zniknął całkowicie, ekran z powrotem wyświetlał tylko mój raport. Po mailu nie było ani śladu. Odświeżyłam skrzynkę pocztową, sprawdziłam ostatnie maile. Nic, zero śladu po wiadomości. Rozejrzałam się ukradkiem przez przeszklony kawałek ściany po biurze, ale nie zauważyłam nic podejrzanego, wszyscy zachowywali się tak, jak zawsze. Złapałam się za głowę i zamknęłam oczy. Tomek wciąż nie odpisywał. Chwyciłam telefon i wykręciłam numer Ady. "Odbierz, proszę. Odbierz...", szeptałam pod nosem, lecz w komórce wciąż słyszałam wolny sygnał, a po trzydziestu sekundach mnie automatycznie rozłączyło. Spróbowałam jeszcze parę razy, ale za każdym razem było to samo. "Ada, muszę z tobą pogadać, to pilne. Czemu nie odbierasz?Odezwij się jak najszybciej, pliss", wysłałam jej wiadomość. Doręczono, ale nie było żadnego odzewu. "Szlag by to wszystko!", zaklęłam.
Zrezygnowana próbowałam skończyć raport.
- No jasne! - wyrzuciłam znienacka przed siebie, w momencie kiedy doznałam olśnienia. "Głuche telefony, przebita opona, porysowany wóz, no i w końcu te wiadomości. Sprawca jest pewnie jeden i ten sam". Mój oddech stał się płytki i przyspieszony, ręce zaczęły mi drżeć.
W ciągu dnia dostałam jeszcze trzy podobne wiadomości, zawierały tylko tytuł, bym to wszystko zostawiła, bo pożałuję. Ktoś nie szczędził również na wyzwiskach w moją stronę. Po trzeciej takiej wiadomości moja psychika była już mocno nadszarpnięta. Wiadomości te samoistnie znikały już po paru sekundach. Podeszłam do naszych chłopaków z działu IT i zapytałam się, jak i czy to jest w ogóle możliwe, by maile tak po prostu znikały. Poprosiłam jednego z nich, by to sprawdził na moim koncie, czy da radę jakoś znaleźć te maile i zidentyfikować skąd przychodzą. Musiałam to wiedzieć.
Niczego jednak nie udało im się znaleźć. Domena, z której rzekomo przychodziły maile również nie istniała. Postawiło to jednak ich czujność w najwyższej gotowości - ktoś przecież zhakował nasz serwer... Nic im nie wspomniałam o wypływach pieniędzy, nie wiedziałam, czy mogę im zaufać do tego stopnia. Chłopcy od razu wzięli się do roboty i zaczęli analizować zabezpieczenia i je zmieniać. Kazali mi, by ich poinformować, gdybym dostała jeszcze jakąś podejrzaną wiadomość, po czym sama wróciłam do siebie do gabinetu. Udało mi się jakoś dotrwać do szesnastej, kiedy to chwyciłam torebkę i wybiegłam z biura. Ada nadal nie dawała znaku życia, tak samo Tomek. Wsiadałam do auta, kiedy moja komórka zaczęła dzwonić.
- Halo?
- Dzień dobry, nazywam się Piotr Koralewicz, chciałbym potwierdzić dzisiejszą wizytę - no tak, zapomniałam całkowicie, że dziś miał przyjść rzeczoznawca z ubezpieczalni.
- Dzień dobry Panu. Tak, tak, spotkanie aktualne, tak jak się umówiliśmy.
- Dobrze, zatem do zobaczenia.
Pojechałam szybko do sklepu, by kupić coś na kolację i butelkę czerwonego wina. Czułam, że to wszystko zaczyna mnie przerastać i muszę się napić. Wparowałam do domu, zostawiłam torbę z zakupami na stole i pobiegłam pod prysznic. Musiałam koniecznie zmyć z siebie brud dzisiejszego dnia. Po prysznicu, z wilgotnymi włosami, poszłam do kuchni wstawić wodę na makaron na kolację. Całość dopełni mi zielone pesto, tarty ser i moja perełka: sałatka salsa własnego wykonania, składająca się z krojonych w kostkę pomidorów, zielonych oliwek i dymki, wszystko skroplone sokiem z limonki, a uwieńczeniem jest wymieszanie wszystkiego ze świeżą kolendrą. Uwielbiam ją za ożywczy smak i aromat, jaki roztacza dookoła. Potrafi podnieść na duchu nawet w takie dni, jak dzisiejszy. Nalałam sobie wina do kieliszka.
Kiedy kończyłam jeść, dostałam wiadomość od Ady: "Hej, zyje, mam sie dobrze.Nie moge teraz rozmawiać, mam trening i szkolenie nowych, zejdzie mi do pozna.Pa!".
Hmm, dziwne, nic mi nie mówiła o treningu, ale różnie to u niej bywa. Cieszyłam się, że się odezwała, chociaż tyle dobrego. Odpisałam jej, by się trzymała dzielnie i nie dała żółtodziobom i by się odezwała, jak będzie już wolniejsza.
Równo o dziewiętnastej pojawił się rzeczoznawca i od razu wziął się do pracy. Zrobił serię zdjęć, w tym też oponie, którą mu pokazałam mówiąc, że jest bardzo możliwe, że to jeden i ten sam sprawca to zrobił. W trakcie, gdy on pstrykał fotki, rozmawialiśmy.
Facet zdecydowanie był typem żartownisia, ale nie robił tego nachalnie, w gruncie rzeczy odniosłam wrażenie, że jest sympatyczny. "Czy on mnie podrywa?", przeszło mi przez myśl, bo był bardzo szarmancki wobec mnie.
Facet zdecydowanie był typem żartownisia, ale nie robił tego nachalnie, w gruncie rzeczy odniosłam wrażenie, że jest sympatyczny. "Czy on mnie podrywa?", przeszło mi przez myśl, bo był bardzo szarmancki wobec mnie.
Przed jego przyjściem obawiałam się, że będzie tak, jak się o tym naczytałam, czyli źle, ale miło się zaskoczyłam. Piotr obiecał mi również, że zajmie się moją sprawą, abym jak najszybciej dostała kosztorys i bym mogła udać się do wybranego przez siebie warsztatu. Zaznaczył i dopisał coś w tych swoich dokumentach i powiedział, że oponę również mi wymienią. "Chyba nie jest tak źle z moim urokiem osobistym", pomyślałam licząc na to, by dalsze postępowanie odbyło się równie bezproblemowo. Na wszelki wypadek zostawił mi swoją wizytówkę, bym w razie opóźnienia skontaktowała się z nim. W ciągu tygodnia powinnam dostać mailowo kosztorys. Pożegnaliśmy się i wróciłam do domu. Resztę wieczoru spędziłam w salonie na sofie popijając wino, słuchając Sade i rozmyślając nad tym, jaki ruch powinnam wykonać. Po dwudziestej drugiej odpuściłam sobie, bo już nie miałam sił. Dosłownie. Czułam, że zasypiam na siedząco, więc wstałam i powlokłam się do sypialni sprawdzając po drodze, czy nikogo nie ma na podwórzu. Tak na wszelki wypadek.
Nazajutrz wchodziłam do biura niepewnym krokiem i pełna obaw. "Czy dziś też mnie powita sympatyczny komunikat?", zastanawiałam się. Ku mojemu zaskoczeniu, ekran był ciemny, zaczęły się na nim kolejno pojawiać logo i komunikat logowania. Przewiesiłam torebkę przez oparcie krzesła i usiadłam przy biurku. Zabrałam się za sprawozdania, ale za każdym razem nerwowo spoglądałam na maile.
Czy tego chciałam, czy nie, siedziałam, jak na szpilkach, cała spięta, chociaż nic się nie wydarzyło. Po godzinie dziesiątej udałam się na zebranie kierowników działów w celu omówienia nowego projektu. Moim zadaniem było koordynowanie nowo powstającego teamu. Wróciłam z zebrania i zaczęłam studiować notatki, kiedy usłyszałam cichy dźwięk nowej wiadomości na skrzynce. Przyjrzałam się najpierw nadawcy i tytułowi, ale nie było to nic podejrzanego. Kliknęłam kursorem myszki na wiadomość. Świat mi nagle zawirował przed oczami, zaparło mi dech w piersiach. Serce zaczęło mi walić, jak szalone. Prawą ręką złapałam się za usta i ścisnęłam je mocno.
"Nieee!", chciałam krzyknąć, choć głos mi zachrypł i nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego dźwięku. Treścią wiadomości był filmik. Na zatrzymanym obrazie ujrzałam Adę, twarz miała posiniaczoną i była cała we łzach. Siedziała w jakimś przyciemnionym pomieszczeniu, światło padało wprost na nią. Ręce miała związane z tyłu. Jakaś ubrana na czarno postać przykładała jej pistolet do skroni. Patrzyłam na nieruchomy obraz i czułam, jak mi do oczu nabiegają łzy. "To się nie dzieje! To nie może być naprawdę! Jak w jakimś tanim, pieprzonym filmie...", myśli mi całkowicie wariowały. Trzęsącą się ręką najechałam powolnie na filmik, bałam się wcisnąć play. Bałam się tego, co mogę zobaczyć. Moje wahanie trwało w nieskończoność. Zrobiłam jedną rzecz, a potem, upewniwszy się, że drzwi są zamknięte, włączyłam film. Widok szlochającej, zakneblowanej i związanej Ady był dla mnie ciosem w serce. Zamaskowana i ubrana na czarno postać uderzyła Adę otwartą dłonią w twarz i kazała jej się zamknąć, by po chwili skierować się do mnie. Głos był zniekształcony. "Kazałem ci zostawić w spokoju tę sprawę! Nie posłuchałaś się, głupia cipo, więc zapłacisz za to!", krzyczał do mnie z ekranu. Kim on jest i skąd o mnie wie? Jak dorwał Adę? - tyle pytań mi krążyło po głowie. Łzy mi samoistnie zaczęły płynąć po policzkach, prawą ręką kurczowo ściskałam myszkę. "A teraz posłuchaj, szmato!", to mówiąc podszedł do Ady od tyłu, złapał za włosy i pociągnął do tyłu, a pod brodę podstawił lufę pistoletu. "Zabiję twoją przyjaciółeczkę, jeśli pójdziesz z tym na policję albo do kogokolwiek, zrozumiałaś?!"patrzyłam, jak zahipnotyzowana w broń pod brodą Ady i się bałam, jak nigdy dotąd. Cała drżałam ze strachu.
"Mam dziś jednak dobry dzień. Dam ci ostatnią szansę. Dostarczysz mi pod ten adres wszystkie dokumenty, kopie i co tylko masz dotyczące tej sprawy. Masz to zrobić dziś o osiemnastej, w przeciwnym wypadku możesz się pożegnać z tą wywłoką", to mówiąc szarpnął Adę za włosy, ta zaszlochała, ujrzałam strach w jej oczach. Na ekranie wyświetlił się adres, wiedziałam gdzie to jest. "I podkreślam, żadnej policji, żadnych świadków!", zaintonował głośniej i dobitniej. "Czekam. Dziś, osiemnasta. I bądź sama". W tym momencie film się zatrzymał. Chciałam go odtworzyć jeszcze raz, ale mail po prostu zniknął, zupełnie jak tamte wiadomości. Zamknęłam oczy, wytarłam łzy i spróbowałam złapać oddech. Cała się trzęsłam. Chwilę potem wysłałam przełożonemu maila, że biorę wolne do końca dnia. Chwyciłam swoje rzeczy i wybiegłam z biura.
* * *
"No szybciej!", trzymałam kurczowo kierownicę i pośpieszałam innych kierowców, była już siedemnasta czterdzieści siedem. Do miejsca docelowego zostało mi już tak niewiele. W końcu dotarłam, zaparkowałam samochód pod murkiem. Wysiadłam z auta. Ciało miałam spięte. Na dworze było w miarę chłodno, mimo to cała się pociłam z nerwów, czułam, że ręce mam lepiące się.
Rozejrzałam się ukradkiem po okolicy. Przed sobą miałam stary, opuszczony i podniszczony budynek fabryki, która zakończyła działalność wiele lat temu. Miałam trzy minuty, powolnie i niepewnie zaczęłam kroczyć w stronę wejścia. Pchnęłam ciężkie, metalowe drzwi, które zareagowały przeraźliwym zgrzytem i piskiem dawno nie oliwionych zawiasów. W środku panował półmrok.
- Halo - powiedziałam i ruszyłam dalej. - Haaloo! - powiedziałam znowu tym razem podniesionym głosem. - Jestem! Jest tu ktoś? - całkowicie nie wiedziałam, co mam mówić. Pierwszy raz znajdowałam się w takiej sytuacji. Nagle coś usłyszałam, chyba metaliczne uderzenie, jakby o rurę, ale nie miałam pewności. Zamarłam na sekundę. Postanowiłam pójść w stronę miejsca, skąd dochodził hałas. Stanęłam przed lekko uchylonymi drzwiami. Przez szparę wylatywał promień światła. Serce mi zabiło jeszcze mocniej, kiedy naparłam ręką na drzwi, by je otworzyć szerzej. Drzwi się otworzyły, a ja stanęłam, jak sparaliżowana. Na murku naprzeciw mnie siedział nie kto inny, tylko Tomek. Był związany, usta miał zakneblowane, ręce przykute do grubej rury. Wyglądał mizernie, w tym świetle wyglądał wręcz, jak żywy trup. Głowa mu lekko zwisała. Nie rozumiałam. Gdzie jest Ada?! Dlaczego siedzi tu Tomek?
Poderwałam się nagle w jego stronę, chciałam zobaczyć, co z nim.
- A ty dokąd?! - dobiegł mnie męski głos z lewej strony. Stał w półcieniu zaraz obok kolumny. Stanęłam w sekundzie, mój oddech stał się przyspieszony, słyszałam mocne bicie własnego serca.
- Przyniosłaś wszystko? - spytał i zrobił jeden krok w moim kierunku. Mięśnie miałam napięte i gotowe na wszystko. W blasku światła nagle ujrzałam, że mierzy do mnie z pistoletu. Zachłysnęłam się powietrzem na ten widok. "Ja pierdolę, zginę!", myślałam gorączkowo, śmierć zaglądała mi w oczy. Nerwowo zwilżyłam wargi językiem. Zaschło mi w gardle. próbowałam przełykać ślinę. Ręce, opuszczone wzdłuż ciała, trzęsły mi się, jak galareta.
- Mmam - wydukałam łamiącym się głosem.
- Sprawdź ją! - rzucił komuś polecenie.
- Z przyjemnością - usłyszałam znajomy głos, tuż po mojej prawej stronie. Całkowicie oniemiałam i nie wiedziałam, co myśleć. Odwróciłam głowę w prawo.
- Ada, co t.. - nie dokończyłam. Dostałam silnie z ręki w policzek. Straciłam równowagę i zachwiałam się prawie upadając. Nogi miałam, jak z waty.
- Zamknij się! - powiedziała Ada i zerwała mi torebkę z ramienia wyrzucając wszystko na ziemię. Wzięła do ręki dokumenty, raporty, pendrive'a. Do oczu nabiegły mi łzy strachu.
- Ada, nie rozumiem. Co tu się dzieje?! Dlaczego się tak zachowujesz?! O co tu chodzi? - Ada, moja własna, najlepsza przyjaciółka, której ze wszystkiego się zwierzałam, teraz celowała we mnie pistoletem i przejawiała agresję w moją stronę. Czułam, jakbym była w fatalnym śnie.
- Hahaha! - zaśmiała się gardłowo. - Nie rozumiesz? To ci wytłumaczę.
- Ufałam ci... - powiedziałam niemalże szeptem.
- Zamknij się, szmato! I nie przerywaj mi! - rzuciła gniewnie wciąż wymachując pistoletem w moją stronę.
- Ty zawsze miałaś wszystko, najlepszych chłopaków, najlepsze ciuchy, zawsze byłaś piękna, zdolna i miałaś dużo kasy, zawsze ci się powodziło...
- Co? Co ty bredzisz? - nie wierzyłam w to, co słyszę.
- Zawsze ci zazdrościłam, chciałam tego wszystkiego, co ty, chciałam ci zabrać to wszystko. Ja nigdy nie byłam równie piękna, nie miałam takiego powodzenia.
- Sama jesteś, nikt cię nie śledził? - zapytał nagle tamten mężczyzna.
- Co? Tak... nikt mnie nie śledził. Jestem sama - odparłam stojąc na trzęsących się nogach. - Ada, przecież nie jesteś brzydka, masz pracę. Ja.. nie rozumiem, całkowicie tego nie rozumiem.
Czułam, jak w gardle rośnie mi gula, z trudem przełykałam ślinę. Nie wiedziałam, jak to dalej się potoczy.
- Wpadliśmy wspólnie na pomysł, by okantować twoją firmę. Miałaś o niczym nie wiedzieć, a na koniec i tak wina by spadła na ciebie, Radek miał powiadomić prokuratora o przestępstwie, a skoro miałaś dostęp do kont, ty byłabyś podejrzana... Oczywiście mając do dyspozycji spreparowane dowody, prokurator miałby używanie, oj miałby, haha! - zaśmiała się szyderczo.
- My byśmy wyjechali i żyli dostatnie gdzieś w raju, a ty byś gniła w pierdlu! - prawie, że wykrzyczała. - I jeszcze ten tutaj się nawinął i zaczął węszyć, Radek musiał go uciszyć, sama rozumiesz - to mówiąc machnęła pistoletem w stronę Tomka, który siedział półprzytomny. Podejrzewam, że nieźle mu się oberwało, skoro był w takim stanie.
- Przecież sama mi doradzałaś, że mam zadzwonić na policję...
- I tak wiedziałam, że nie zadzwonisz, bo będziesz się bała. Czasami wkurwiała mnie ta twoja słabość i strach. Niby jesteś taka niezależna, a zachowujesz się, jak dziecko - drwiła ze mnie.
- Ale skoro sama się napatoczyłaś... - teraz już celowała bronią we mnie.
- Jak mogłaś?! Ty??? I...Radek? - teraz zaczęło mi się wszystko układać w całość. - Przecież jesteś menadżerem najwyższego szczebla! - spojrzałam w jego stronę.
- Nie wierzę...- powiedziałam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, kim jest ów mężczyzna. Był menadżerem u nas w firmie, nie miałam z nim większego kontaktu, ale znałam go z widzenia, pracował w innym dziale.
- Kurwa!Przecież pracujemy razem! - podniosłam głos, zaczynałam stawać się wkurwiona. Nie wkurzona, ale wkurwiona. Własna przyjaciółka działająca przeciw mnie i koleś, który powinien czuć jakąś jedność ze względu na miejsce pracy. Oboje teraz celują we mnie i w Tomka.
- Pierdol się! - odwarknął.
- Zginiesz. Upozorujemy wypadek, że niby wsiadłaś podpita do auta, troszkę nabrałaś prędkości i ups! spadłaś z mostu do rzeki - Ada zaczęła się rozkręcać.
- Samochód, opona, telefony i te cholerne wiadomości, to twoja sprawka? - zapytałam, na co w odpowiedzi otrzymałam znowu szyderczy, głośny śmiech.
- Oczywiście, że tak...- sama sobie odpowiedziałam. Jakaż ja byłam głupia! Gdzie ja miałam oczy?!
Gorączkowo myślałam, jak mam poprowadzić to rozdanie. Radek zrobił parę kroków i stanął niedaleko Tomka. Atmosfera była napięta do granic możliwości. Ada również zaczęła zbliżać się bardziej. W pewnym momencie chwyciłam ją za rękę.
- Ada, przecież możemy się zawsze jakoś porozu..- nie skończyłam, gdyż nagle Ada strzepnęła moją rękę i nadal ją trzymając zaczęłyśmy się szarpać.
- Puść mnie! - krzyczała, bo złapałam ją mocniej za marynarkę. - Ty dziiwko! Puszczaj! - cedziła przez zęby Ada.
- Ada, daj spokój! - Radek nagle się odezwał, ale Tomek zaczął wierzgać, więc ten skoczył ku niemu z bronią. Już chciał się zamachnąć na niego, kiedy ogłuszył mnie huk wystrzału. Bębenki prawie mi popękały, nie wiedziałam co się dzieje, czułam, że tracę świadomość. Pomieszczenie nagle zaczęło mi wirować przed oczami, byłam ogłuszona i traciłam czucie w nogach. Huk znowu się powtórzył i znowu, powstał jeden wielki hałas. Nagle zapadła całkowita ciemność. Nie widziałam już nic, nic też nie czułam. "Kroki?", pomyślałam ostatkiem sił o tym, co usłyszałam tuż przy głowie, kiedy osunęłam się na ziemię. "Uciekają...", to była moja ostatnia myśl i odpłynęłam w stan nieświadomości.
* * *
- Dzień dobry, jak się pani czuje?
- Dzień dobry, oficerze. Dziękuję, już lepiej. Trochę mnie ramię boli. Chyba ślad mi zostanie. Dostać kulką w ramię, to nie takie hop siup, jak to na filmach przedstawiają - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Co tam się w zasadzie stało? - zapytałam.
- Kiedy doszło do rękoczynów, trzymałem oddział w gotowości, a gdy padł strzał, zdecydowałem się na wkroczenie do akcji. Bardzo dobrze pani to rozegrała i nie dała im pretekstu do sądzenia, że nie jest jednak pani sama. To Ada panią postrzeliła, tuż zanim wkroczyliśmy.
- Czy Ada i... Czy oni...? - nie chciało mi przejść przez gardło.
- Żyją. Ale zostali postrzeleni. Moi chłopcy musieli ich zdjąć, przepraszam za wyrażenie. Istniało bowiem zagrożenie życia dla pani, czy też pani kolegi. Bardzo dobrze, że pani z tym do nas najpierw przyszła. Wszystkie materiały i dowody zabezpieczyliśmy. Również dziękuję jeszcze raz za przekazanie nam tego filmiku, to był dobry pomysł, pani Mario, by nagrać na komórkę. I jest to niezbitym dowodem, choć akurat tam nie widać, by pani przy.. by Ada miała coś z tym wspólnego. Niemniej jednak było to z góry ukartowane i dość przekonywająco zagrane. Musieli od dawna to planować. Poza tym - dodał - mamy nagranie tego wszystkiego, co zostało powiedziane, podczas gdy była już pani na miejscu.
Poczułam się nagle zagubiona na tym szpitalnym łóżku, zapragnęłam już wrócić do domu, zakopać się kocami i nie wychodzić do świata przez jakiś czas. Zdradzona, zagubiona i postrzelona...
- Obojgu zostaną postawione zarzuty nielegalnego wyprowadzania pieniędzy, a także zarzuty pobicia i próby morderstwa.
- Hmm - zamyśliłam się. - Czy ja będę mieć jakieś problemy? - zapytałam zaniepokojona.
- Nie, spokojnie. Proszę się nie martwić. Nie zostaną pani postawione żadne zarzuty, ale będzie musiała pani zeznawać w roli świadka. Proces niebawem rusza, prokurator już złożył zawiadomienie do sądu o popełnionym przestępstwie.
- Ech - westchnęłam.
- A tymczasem proszę wypoczywać i zbierać siły, pani Mario. Muszę już iść, obowiązki wzywają.
- Tak, oczywiście. Dziękuję panu jeszcze raz. Za wszystko.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się i wyszedł.
"To będzie długi i ciężki proces", pomyślałam. "Będę musiała jeszcze raz spojrzeć na Adę, nie wiem, czy jestem w stanie..." . Jednego byłam pewna: już nikomu nie zaufam. Nigdy.
"Mam dziś jednak dobry dzień. Dam ci ostatnią szansę. Dostarczysz mi pod ten adres wszystkie dokumenty, kopie i co tylko masz dotyczące tej sprawy. Masz to zrobić dziś o osiemnastej, w przeciwnym wypadku możesz się pożegnać z tą wywłoką", to mówiąc szarpnął Adę za włosy, ta zaszlochała, ujrzałam strach w jej oczach. Na ekranie wyświetlił się adres, wiedziałam gdzie to jest. "I podkreślam, żadnej policji, żadnych świadków!", zaintonował głośniej i dobitniej. "Czekam. Dziś, osiemnasta. I bądź sama". W tym momencie film się zatrzymał. Chciałam go odtworzyć jeszcze raz, ale mail po prostu zniknął, zupełnie jak tamte wiadomości. Zamknęłam oczy, wytarłam łzy i spróbowałam złapać oddech. Cała się trzęsłam. Chwilę potem wysłałam przełożonemu maila, że biorę wolne do końca dnia. Chwyciłam swoje rzeczy i wybiegłam z biura.
* * *
"No szybciej!", trzymałam kurczowo kierownicę i pośpieszałam innych kierowców, była już siedemnasta czterdzieści siedem. Do miejsca docelowego zostało mi już tak niewiele. W końcu dotarłam, zaparkowałam samochód pod murkiem. Wysiadłam z auta. Ciało miałam spięte. Na dworze było w miarę chłodno, mimo to cała się pociłam z nerwów, czułam, że ręce mam lepiące się.
Rozejrzałam się ukradkiem po okolicy. Przed sobą miałam stary, opuszczony i podniszczony budynek fabryki, która zakończyła działalność wiele lat temu. Miałam trzy minuty, powolnie i niepewnie zaczęłam kroczyć w stronę wejścia. Pchnęłam ciężkie, metalowe drzwi, które zareagowały przeraźliwym zgrzytem i piskiem dawno nie oliwionych zawiasów. W środku panował półmrok.
- Halo - powiedziałam i ruszyłam dalej. - Haaloo! - powiedziałam znowu tym razem podniesionym głosem. - Jestem! Jest tu ktoś? - całkowicie nie wiedziałam, co mam mówić. Pierwszy raz znajdowałam się w takiej sytuacji. Nagle coś usłyszałam, chyba metaliczne uderzenie, jakby o rurę, ale nie miałam pewności. Zamarłam na sekundę. Postanowiłam pójść w stronę miejsca, skąd dochodził hałas. Stanęłam przed lekko uchylonymi drzwiami. Przez szparę wylatywał promień światła. Serce mi zabiło jeszcze mocniej, kiedy naparłam ręką na drzwi, by je otworzyć szerzej. Drzwi się otworzyły, a ja stanęłam, jak sparaliżowana. Na murku naprzeciw mnie siedział nie kto inny, tylko Tomek. Był związany, usta miał zakneblowane, ręce przykute do grubej rury. Wyglądał mizernie, w tym świetle wyglądał wręcz, jak żywy trup. Głowa mu lekko zwisała. Nie rozumiałam. Gdzie jest Ada?! Dlaczego siedzi tu Tomek?
Poderwałam się nagle w jego stronę, chciałam zobaczyć, co z nim.
- A ty dokąd?! - dobiegł mnie męski głos z lewej strony. Stał w półcieniu zaraz obok kolumny. Stanęłam w sekundzie, mój oddech stał się przyspieszony, słyszałam mocne bicie własnego serca.
- Przyniosłaś wszystko? - spytał i zrobił jeden krok w moim kierunku. Mięśnie miałam napięte i gotowe na wszystko. W blasku światła nagle ujrzałam, że mierzy do mnie z pistoletu. Zachłysnęłam się powietrzem na ten widok. "Ja pierdolę, zginę!", myślałam gorączkowo, śmierć zaglądała mi w oczy. Nerwowo zwilżyłam wargi językiem. Zaschło mi w gardle. próbowałam przełykać ślinę. Ręce, opuszczone wzdłuż ciała, trzęsły mi się, jak galareta.
- Mmam - wydukałam łamiącym się głosem.
- Sprawdź ją! - rzucił komuś polecenie.
- Z przyjemnością - usłyszałam znajomy głos, tuż po mojej prawej stronie. Całkowicie oniemiałam i nie wiedziałam, co myśleć. Odwróciłam głowę w prawo.
- Ada, co t.. - nie dokończyłam. Dostałam silnie z ręki w policzek. Straciłam równowagę i zachwiałam się prawie upadając. Nogi miałam, jak z waty.
- Zamknij się! - powiedziała Ada i zerwała mi torebkę z ramienia wyrzucając wszystko na ziemię. Wzięła do ręki dokumenty, raporty, pendrive'a. Do oczu nabiegły mi łzy strachu.
- Ada, nie rozumiem. Co tu się dzieje?! Dlaczego się tak zachowujesz?! O co tu chodzi? - Ada, moja własna, najlepsza przyjaciółka, której ze wszystkiego się zwierzałam, teraz celowała we mnie pistoletem i przejawiała agresję w moją stronę. Czułam, jakbym była w fatalnym śnie.
- Hahaha! - zaśmiała się gardłowo. - Nie rozumiesz? To ci wytłumaczę.
- Ufałam ci... - powiedziałam niemalże szeptem.
- Zamknij się, szmato! I nie przerywaj mi! - rzuciła gniewnie wciąż wymachując pistoletem w moją stronę.
- Ty zawsze miałaś wszystko, najlepszych chłopaków, najlepsze ciuchy, zawsze byłaś piękna, zdolna i miałaś dużo kasy, zawsze ci się powodziło...
- Co? Co ty bredzisz? - nie wierzyłam w to, co słyszę.
- Zawsze ci zazdrościłam, chciałam tego wszystkiego, co ty, chciałam ci zabrać to wszystko. Ja nigdy nie byłam równie piękna, nie miałam takiego powodzenia.
- Sama jesteś, nikt cię nie śledził? - zapytał nagle tamten mężczyzna.
- Co? Tak... nikt mnie nie śledził. Jestem sama - odparłam stojąc na trzęsących się nogach. - Ada, przecież nie jesteś brzydka, masz pracę. Ja.. nie rozumiem, całkowicie tego nie rozumiem.
Czułam, jak w gardle rośnie mi gula, z trudem przełykałam ślinę. Nie wiedziałam, jak to dalej się potoczy.
- Wpadliśmy wspólnie na pomysł, by okantować twoją firmę. Miałaś o niczym nie wiedzieć, a na koniec i tak wina by spadła na ciebie, Radek miał powiadomić prokuratora o przestępstwie, a skoro miałaś dostęp do kont, ty byłabyś podejrzana... Oczywiście mając do dyspozycji spreparowane dowody, prokurator miałby używanie, oj miałby, haha! - zaśmiała się szyderczo.
- My byśmy wyjechali i żyli dostatnie gdzieś w raju, a ty byś gniła w pierdlu! - prawie, że wykrzyczała. - I jeszcze ten tutaj się nawinął i zaczął węszyć, Radek musiał go uciszyć, sama rozumiesz - to mówiąc machnęła pistoletem w stronę Tomka, który siedział półprzytomny. Podejrzewam, że nieźle mu się oberwało, skoro był w takim stanie.
- Przecież sama mi doradzałaś, że mam zadzwonić na policję...
- I tak wiedziałam, że nie zadzwonisz, bo będziesz się bała. Czasami wkurwiała mnie ta twoja słabość i strach. Niby jesteś taka niezależna, a zachowujesz się, jak dziecko - drwiła ze mnie.
- Ale skoro sama się napatoczyłaś... - teraz już celowała bronią we mnie.
- Jak mogłaś?! Ty??? I...Radek? - teraz zaczęło mi się wszystko układać w całość. - Przecież jesteś menadżerem najwyższego szczebla! - spojrzałam w jego stronę.
- Nie wierzę...- powiedziałam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, kim jest ów mężczyzna. Był menadżerem u nas w firmie, nie miałam z nim większego kontaktu, ale znałam go z widzenia, pracował w innym dziale.
- Kurwa!Przecież pracujemy razem! - podniosłam głos, zaczynałam stawać się wkurwiona. Nie wkurzona, ale wkurwiona. Własna przyjaciółka działająca przeciw mnie i koleś, który powinien czuć jakąś jedność ze względu na miejsce pracy. Oboje teraz celują we mnie i w Tomka.
- Pierdol się! - odwarknął.
- Zginiesz. Upozorujemy wypadek, że niby wsiadłaś podpita do auta, troszkę nabrałaś prędkości i ups! spadłaś z mostu do rzeki - Ada zaczęła się rozkręcać.
- Samochód, opona, telefony i te cholerne wiadomości, to twoja sprawka? - zapytałam, na co w odpowiedzi otrzymałam znowu szyderczy, głośny śmiech.
- Oczywiście, że tak...- sama sobie odpowiedziałam. Jakaż ja byłam głupia! Gdzie ja miałam oczy?!
Gorączkowo myślałam, jak mam poprowadzić to rozdanie. Radek zrobił parę kroków i stanął niedaleko Tomka. Atmosfera była napięta do granic możliwości. Ada również zaczęła zbliżać się bardziej. W pewnym momencie chwyciłam ją za rękę.
- Ada, przecież możemy się zawsze jakoś porozu..- nie skończyłam, gdyż nagle Ada strzepnęła moją rękę i nadal ją trzymając zaczęłyśmy się szarpać.
- Puść mnie! - krzyczała, bo złapałam ją mocniej za marynarkę. - Ty dziiwko! Puszczaj! - cedziła przez zęby Ada.
- Ada, daj spokój! - Radek nagle się odezwał, ale Tomek zaczął wierzgać, więc ten skoczył ku niemu z bronią. Już chciał się zamachnąć na niego, kiedy ogłuszył mnie huk wystrzału. Bębenki prawie mi popękały, nie wiedziałam co się dzieje, czułam, że tracę świadomość. Pomieszczenie nagle zaczęło mi wirować przed oczami, byłam ogłuszona i traciłam czucie w nogach. Huk znowu się powtórzył i znowu, powstał jeden wielki hałas. Nagle zapadła całkowita ciemność. Nie widziałam już nic, nic też nie czułam. "Kroki?", pomyślałam ostatkiem sił o tym, co usłyszałam tuż przy głowie, kiedy osunęłam się na ziemię. "Uciekają...", to była moja ostatnia myśl i odpłynęłam w stan nieświadomości.
* * *
- Dzień dobry, jak się pani czuje?
- Dzień dobry, oficerze. Dziękuję, już lepiej. Trochę mnie ramię boli. Chyba ślad mi zostanie. Dostać kulką w ramię, to nie takie hop siup, jak to na filmach przedstawiają - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Co tam się w zasadzie stało? - zapytałam.
- Kiedy doszło do rękoczynów, trzymałem oddział w gotowości, a gdy padł strzał, zdecydowałem się na wkroczenie do akcji. Bardzo dobrze pani to rozegrała i nie dała im pretekstu do sądzenia, że nie jest jednak pani sama. To Ada panią postrzeliła, tuż zanim wkroczyliśmy.
- Czy Ada i... Czy oni...? - nie chciało mi przejść przez gardło.
- Żyją. Ale zostali postrzeleni. Moi chłopcy musieli ich zdjąć, przepraszam za wyrażenie. Istniało bowiem zagrożenie życia dla pani, czy też pani kolegi. Bardzo dobrze, że pani z tym do nas najpierw przyszła. Wszystkie materiały i dowody zabezpieczyliśmy. Również dziękuję jeszcze raz za przekazanie nam tego filmiku, to był dobry pomysł, pani Mario, by nagrać na komórkę. I jest to niezbitym dowodem, choć akurat tam nie widać, by pani przy.. by Ada miała coś z tym wspólnego. Niemniej jednak było to z góry ukartowane i dość przekonywająco zagrane. Musieli od dawna to planować. Poza tym - dodał - mamy nagranie tego wszystkiego, co zostało powiedziane, podczas gdy była już pani na miejscu.
Poczułam się nagle zagubiona na tym szpitalnym łóżku, zapragnęłam już wrócić do domu, zakopać się kocami i nie wychodzić do świata przez jakiś czas. Zdradzona, zagubiona i postrzelona...
- Obojgu zostaną postawione zarzuty nielegalnego wyprowadzania pieniędzy, a także zarzuty pobicia i próby morderstwa.
- Hmm - zamyśliłam się. - Czy ja będę mieć jakieś problemy? - zapytałam zaniepokojona.
- Nie, spokojnie. Proszę się nie martwić. Nie zostaną pani postawione żadne zarzuty, ale będzie musiała pani zeznawać w roli świadka. Proces niebawem rusza, prokurator już złożył zawiadomienie do sądu o popełnionym przestępstwie.
- Ech - westchnęłam.
- A tymczasem proszę wypoczywać i zbierać siły, pani Mario. Muszę już iść, obowiązki wzywają.
- Tak, oczywiście. Dziękuję panu jeszcze raz. Za wszystko.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się i wyszedł.
"To będzie długi i ciężki proces", pomyślałam. "Będę musiała jeszcze raz spojrzeć na Adę, nie wiem, czy jestem w stanie..." . Jednego byłam pewna: już nikomu nie zaufam. Nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twoje wrażenia